Płynąca woda lodowcowa szerokim na niemal 100 metrów korytem przekracza próg skalny spadając z wysokości ok. 45 metrów powodując przy tym huk jak przy starcie odrzutowca. Dettifoss bo o nim mowa to najgłośniejsze, naturalne miejsce w Europie a jego siłę było czuć pod stopami. Świadomość że płynie tak od tysięcy lat pogłębiało uczucie zachwytu nad potęgą natury. Miałem ogromne szczęście kiedy tego wieczoru nade mną rozegrał się piękny spektakl tańczących chmur soczewkowych w ostatnich promieniach słońca i był to jeden z najbardziej niesamowitych wodospadów jaki do tej pory widziałem. To właśnie ten wodospad wpadł w oko Ridleya Scotta, który uczynił go głównym bohaterem sceny otwierającej „Prometeusza”. Od tego momentu bywa nazywany także „wodospadem Prometeusza”. Ridley Scott nie mógł lepiej wybrać.
Na godzinę przed zachodem słońca wraz z kolegą Pawłem byliśmy jeszcze po zachodniej stronie wodospadu, był to parking przy drodze nr 862. Jednak po sprawdzeniu miejsca, kierunków geograficznych i usytuowania wodospadu względem nich stwierdziliśmy, że nie jest to dobre miejsce na zachód słońca a zdecydowanie lepszym wyborem będzie wschodni brzeg kanionu. Czas uciekał nieubłaganie a zmiana miejsca na drugą stronę wiązała się z pokonaniem dystansu 67 kilometrów, czyli czekał nas powrót do drogi nr 1 na której znajdował się najbliższy most. Z pierwszego parkingu prowadziła szeroka i nowiutka asfaltowa droga, tą pokonaliśmy dość szybko. Kolejna cześć tej trasy okazała się nieco gorsza. Tuż za mostem dotarliśmy do skrzyżowania z drogą nr 864. Wyboista dziurawa szutrowa droga porządnie nas wytrzepała a jazda z mniejszą prędkością niż 100 km/h przekreślała szansę dotarcia przed zachodem słońca. Dzięki Pawła doświadczeniu w poruszaniu się po takim terenie dotarliśmy szybko a przy tym szczęśliwie i bez jakichkolwiek przykrych niespodzianek, choć miałem momentami wrażenie że gubimy części zawieszenia w naszym samochodzie.
Z parkingu pozostał niewielki kawałek drogi do przejścia pieszo. Szybkie przepakowanie sprzętu i ruszamy. Przed nami przepiękny widok na zachodzące słońce, którego już nie udało się uchwycić, dotarliśmy o kilka minut za późno. Jednak jeszcze nic straconego ponieważ chmury nad nami przybierają niesamowite barwy. Dotarliśmy do pierwszego punktu widokowego, rozłożyłem statyw i zamocowałem aparat. Na pierwszy ogień leci seria zdjęć przy wykorzystaniu bracketingu (polegająca na automatycznej ekspozycji kilku sąsiednich klatek filmu z lekko zmienionymi parametrami – od lekkiego niedoświetlenia do lekkiego prześwietlenia). Kolejne zdjęcia wykonałem już z zamontowanym systemem filtrów połówkowych. Zastosowałem filtr polaryzacyjny i szary połówkowy ND 0.9 przyciemniając nieco niebo w celu wyrównania ekspozycji sceny. Ze względu na wieczorową porę przy najniższych wartościach ISO i otwarciu przysłony do 11 uzyskałem czas naświetlania 3 sekundy pozwalający uchwycić delikatne rozmycie płynącej wody. Zdjęcia zrobiłem Nikonem d810 z obiektywem 16-35 f/4.
Położenie geograficzne: 65°48′52,8″N 16°23′04,1″W
Podobają się moje wpisy? Udostępnij je znajomym i śledź mnie na Facebooku i Instagramie!
Comment
Piękne zdjęcia i niesamowity widok jestem zachwycona!